-No na pewno nie Will… nie wejdę tam mam lęk wysokości..
-nie wygłupiaj się. chodź pomogę ci…
-Will..-zmierzyłam go wzrokiem którym można by porównać do
wzroku „i kill you”
-Nicky nooooooo
proszę cie..
Był rok 1980…niedawno
skończyłam 18 lat, tak jak mój najlepszy i najstarszy zarazem przyjaciel Will
Bailey, a William cały czas zachowywał się jak małe dziecko: łaził po drzewach,
bawił się na placach zabaw i tak dalej..a mnie powoli zaczynał traktować jak starą ciotke .. ale co ja mam zrobić że
już jestem pełnoletnia. Taka jestem i koniec. Jeffrey..mój drugi kumpel z
którym znam się już równie długo co z Willem… z tym że Jeffa nie znam tak
dobrze.. nie spędzam z nim tyle czasu. On sam nie jest też otwarty. Woli
trzymać się z boku.. jest troszke inny niż ja i Will.. chociaż ja już w sumie
coraz bardziej zamykam się w sobie. To wina mojej rodziny. Ewidentnie. Mama
–Cornelie pracuje w pobliskiej prasie jako redaktor naczelny. Nie ma jej w domu
całymi dniami. Tata -Bradley… wielki biznesmen. Rozwiódł się z mamą i wyjechał
z moją siostrą Michelle do Seattle które było w pizdu kilometrów od Laflayette…
naszego miasteczka. Naszej dziury w której jak zawsze nic się nie działo. Jak
wyglądam? Normalnie… kręcone kasztanowe włosy, owalna piegowata buzia.. nienaganna
sylwetka, ogółem.. nie jest tak źle.
-pomoge ci tu wejść..wiesz jakie tu są widoki? Zajebiście tu
jest
-Will nie wejde na drzewo… zrozum to do cholery i zejdź z
tamtąd bo nas znów przyłapią-Will zeskoczył z drzewa kilka centymetrów koło
mojej twarzy
-i co nam mogą zrobić Nicky? Przymkną nas na 48? Już nie raz
byliśmy w takiej sytuacji..
-Will…
No tak… nie mylił się… na komisariacie nas znali całkiem
dobrze. Nie da się ukryć. Byliśmy dzieciakami więc gówno mogli nam zrobić… no
gorzej jak jesteśmy już pełnoletni. Teraz nam mogą zrobić dosyć dużo.
-Proszę cie Nicks.. nie pożałujesz
JASNE! OH JEAH! NICOLE BROWNSTONE! DASZ RADE KURWA! Gdyby
nie lęk wysokości… ale skoro Will mówi że nie pożałuje to może wart… zaraz
zaraz… od kiedy ja jestem mu taka uległa? CHRZANIE TO! Co się będę! Nie wejde
tam i kropka.
Tsa…i kropka.. wziął
mnie na barana i wniósł na gałąź
-WILL PUSZCZAJ DO CHOLERY CIĘŻ…łaaał
-mówiłem że nie pożałujesz?- chełbił się zadowolony Will-
chciałem cie tu wcześniej zabrać,ale nie było jakoś okazji
-ahm.. a teraz jest okazja?
Will wachał się przez moment. nawet troche się zaczerwienił.
- no….
-hej cholerne gołąbki może zejdą na moment na dół? Moja mama
was woła na kolacje
To Iz… jego mama była naszą wspólna mamą.. karmiła nas, wychowywała,
uczyła nas no i najczęściej spaliśmy u Iz’a . Will nie miał szczęśliwego
dzieciństwa..jego ojczym go bił… a nawet wykorzystywał seksualnie. Jak Will mi
o tym opowiedział.. wiecie co? Jestem pacyfistką, ale gdy dowiedziałam się o
tym… po prostu go pobiłam. Serio. Jego matka dzwoniła po policje. Mnie bał się
uderzyć więc miałam wolna rekę co do tych rzeczy.
-już idziemy…ymm.. Will? I jak niby panie mądraliński ja mam
stąd teraz zejść?
-no jakto jak?-zepchnął mnie z
drzewa. Spadliśmy razem, ja na niego. pierwsze śmialiśmy się przez chwilke, ale
po chwili oboje zamilkliśmy… i patrzyliśmy sobie chwile w oczy. Wstałam,
poprawiłam fryzure, otrzepałam się z liści i poszłam na kolacje do Stradlinów.
1 komentarz:
I like :)
Prześlij komentarz